piątek, 20 marca 2015

Część 6.

Nie żebym narzekał, ale ona była mega chłodna, powiedzmy.. Profesjonalna. A to nowość. Zatem odpowiedzi na jej pytania nie sprawiały mi trudności. Wszystko gładko przeszło.

- Zmieniły się teraz Twoje upodobania, styl bycia?

- Wszystko ulega zmianom. A już szczególnie po takim wypadku. Życie się przewartościowuje w ciągu chwili. Szuka się odpowiedzi na nigdy nie zadane światu pytania, próbuje zrozumieć to co się wydarzyło. A ostatecznie i tak nic z tego. Zostaje się wtedy w takim zawieszeniu. I czy się chce, czy też nie, trzeba się zmienić. Czy na lepsze, czy na gorsze.. Cóż, to już pozostawię do oceny osobom, które miały wówczas ze mną do czynienia.

                                                       ***

- Kurwa, gdzie te pieprzone spodnie? Czemu to wszystko tak komplikujesz? Na co mi tu sprzątasz? I tak dupy stąd nie ruszam, nie mam co robić!

- Wroniasty, wyluzuj wreszcie i nie daj się zwariować. Leżą na miejscu. Ja Ci tylko pomagam, a ty i tak masz pretensje - Olka zaplata ręce na piersiach i opiera się o blat szafki.
- No cieszę się, super, fajnie, ale ja i tak się stąd nie ruszam. To co poza sprzątaniem mam robić?

- Leżeć. Odpoczywać.

- Błagam Cię, zaraz zwymiotuję już tym.

- Czytaj książki.

- A co, wróciłem się do podstawówki?

- Nie, wyobraź sobie, że dorośli ludzie także czytają książki. To Ci dopiero niespodzianka, prawda? - 
drwi ze mnie.

- Oj dobra, już.

- No co, przecież ja Ci nic takiego nie mówię.

- Wiesz, jak bardzo mam tego dosyć.. Nudzę się tu i już szczerze? Wolałbym umrzeć.

- Wypluj to stwierdzenie. Nawet nie wiesz ile wysiłku włożyli lekarze, żeby Cię odratować.

- Nie musieli.

- Tobie już naprawdę na mózg padło. Przyślę Ci psychiatrę do domu, może Ci pomoże.

Z dołu słychać klakson.

- O, Karol już jest. Uciekam. Zakupy zrobione w lodówce leżą, zmywarka powinna być zaraz do 
wyciągnięcia. I błagam, korzystaj z wózka, bo inaczej zawału kiedyś dostaniemy. Buźka.

Całuje mnie w policzek, bierze w pośpiechu swoją ramoneskę i wychodzi.

Jak się wtedy czuję? Jak ostatni dupek, który nie potrafi docenić tego, co inni dla niego robią. 

Dlaczego? Bo sam nie umie zrobić niczego dla nich.

Biorę telefon i widzę wiadomość.

- O kurwa - tylko tyle wydostaje się z mojego gardła widząc nadawcę sms-a.

To Anastazja. Ona. Jedyna.

- Chciałabym się z Tobą zobaczyć. Ja wiem, że to wszystko za nami, że nie chcesz mnie znać, że w ogóle.. Ale proszę, chcę Cię spotkać, wiedzieć co i jak po wypadku. Nie mogłam wcześniej. Nie miałam odwagi. Proszę. Zrób to. Ostatni raz dla mnie. A.

Nie wierzę w to co czytam. Mieliśmy się już nigdy więcej nie spotkać, obiecała mi to. Wyjechała gdzieś za Ocean, robiła dalej muzyczną karierę. Tylko miała się nie wpieprzać w moje życie! Ale z drugiej strony teraz nie mam Blanki, a ona chce się niezobowiązująco spotkać. Może.. Bo..

- Znasz adres, siedzę całe dnie w domu, więc dzień i godzina dowolne.

Waham się, czy wysłać.. To może znów wiele zmienić. Może jednak potrzebuję takiej terapii? Może gdzieś tam podświadomie za nią tęsknię? Trudno, niech się dzieje co chce. Poszło.

Długo na odpowiedź nie czekam, bo już kilka sekund później słyszę piknięcie telefonu.

- Niesamowicie! Lecę! A.

I tak oto powrócił temat Anastazji. Osoby, która zna mnie najlepiej, ale i zarazem spieprzyła mi życie.

                                                  ***

- A co powiesz na temat trenera Antigi, czy już powiedziałeś mu o swojej decyzji?

- Temat reprezentacji jest daleki. Kiedy zaczną się rozmowy będziemy dyskutować o moim ewentualnym powrocie. Chociaż nie sądzę, by udało mu się przekonać do tego, żebym wrócił.

- A czy ktoś z bliskich wie o tym? Jak na to zareagowali?

- Wspierają mnie, jak już mówiłem zawsze to robili.

Chwilę jeszcze toczy się rozmowa, ale ja myślami jestem przy tamtym, ostatnim spotkaniu z 
Anastazją.

                                                   ***

- Witaj - nic dziwnego i innego, jak zawsze chłodne powitanie.

- Cześć - odpowiadam nieśmiało.

Lustruję ją z góry na dół, patrzę na to, co doskonale znam. Czuję woń jej perfum.

- Nie zaprosisz mnie do środka?

- Przepraszam. Wejdź.

Przepuszczam ją i sam kieruję się do salonu.

- Dużo się tu nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty - przejeżdża delikatnie dłonią po starym regale.

- Niewiele.

- A ty? Co z Tobą?

Siadam na kanapie, wzrok wbijam w podłogę.

- Żyję.

- To widzę, a coś więcej?

- Co mam ci powiedzieć?

- Prawdę najlepiej.

- Jest źle, po prostu.

- A Blanka? - siada bliżej.

- Nie ma jej.

- Boże, jesteś irytujący.

- Anastazja, proszę Cię no. Czy ty oczekujesz, że zrobię Ci tu wywód, że opowiem Ci wszystko ze szczegółami? To się mylisz. To był przypływ emocji, że pozwoliłem Ci tu przylecieć. Nie powinniśmy się widywać. Nie po tym co było.

- Daj spokój, okej? Traktuj mnie jak przyjaciółkę. Chcę Ci tylko pomóc! - unosi się gniewem.

- Pomóc? Czy ty siebie słyszysz? Po tym jak perfidnie mnie wykorzystałaś, zabrałaś mi kasę, godność, rozwaliłaś mi związek dalej mam uważać Cię za przyjaciółkę?

- Andrzej, nie będziemy tak rozmawiać. Sam chciałeś kupić mi to mieszkanie, sam zgodziłeś się na ten układ, ja Cię nie zmuszałam!

- Masz czterdzieści lat, potrafisz manipulować ludźmi.

- Jesteś chamski.

- To Ci nowość. Przyleciałaś, widzisz, że żyję, że funkcjonuję. Wystarczy?

- Owszem. Zmieniłeś się. Cześć.

Wstaje i wychodzi. I to mogę uznać za koniec. Koniec tej patologicznej historii, chorego układu i jej. Jedynej. Anastazji.

                                                    ***

- Ostatnie już pytanie. Andrzej Wrona - gwiazda świata sportu. Czy jeszcze nam zabłyśnie?

- Sam chciałbym to wiedzieć.

- To by było na tyle. Dziękujemy państwu za dziś, widzimy się w kolejnym odcinku siatkarskiej wywiadowni. Kłaniam się, Klaudia Michalska.

I tak, jakby nic się nie stało niedawno, z uśmiechem podaje mi rękę i zbiera całą ekipę. Mówi proste 'cześć, powodzenia' i wychodzi. A to podobno ja jestem dziwny.

Trochę się jeszcze rozciągam w domowej siłowni i z kanapką siadam do laptopa. Mam odpowiedź na mojego maila!

W związku z otrzymanym od Pana mailem pragniemy poinformować, że z zaszczytem przyjęliśmy pańską ofertę. Jeśli zechce Pan prowadzić zajęcia, będziemy niezmiernie szczęśliwi. Zapraszamy na spotkanie organizacyjne, by przedstawić naszą ofertę i pańskie wymagania. Data do ustalenia.

No i proszę, udało się. Od razu odpisuję, proponując następny poranek na spotkanie i zamykam komputer. Takie coś wymaga specjalnego świętowania! Zbieram się i z butelką szampana wybieram się do Kłosa, dzwoniąc po drodze do Włodarczyka

Następnego ranka szykuję się do rozmowy. Właściwie nie wiem jak się ubrać, co zrobić. Elegancko, czy sportowo - w końcu to praca związana bezpośrednio ze sportem. Ostatecznie ubieram białą koszulkę z ciemnymi spodniami, a do torby pakuję dresy. Punktualnie podjeżdżam pod budynek i kieruję się do środka. Z łatwością odnajduję sekretariat. 

- Witam, miałem się tutaj zjawić. W sprawie pracy.

- Pan? - młoda brunetka prawie zachłystuje się kawą.

- Coś nie tak?

- Ni.. ni.. nie. Zapraszam. Tędy - ledwo udaje jej się podnieść i wskazać odpowiedni kierunek.

Prowadzi mnie długim korytarzem, gdzie mijamy kilka par drzwi. Trafiamy wreszcie na te odpowiednie.

- Dziękuję - uśmiecham się.

- Nie ma za co.

Odchodzi i najwyraźniej próbuje się ocucić, bo zaczyna się wachlować, co kwituję cichym śmiechem.

- Proszę - słyszę ze środka i lekko naciskam klamkę.

- Witam, Andrzej Wrona. Miałem pojawić się w sprawie pracy.

- Ach, to pan! Wspaniale, nie mogę w to uwierzyć! Proszę usiąść.

- Dziękuję. A w co pan nie może uwierzyć?

- W to, że pan tu.. że.. och, naprawdę, to dla nas zaszczyt.

- Nie widzę żadnego powodu, by tak miało być. Chciałbym poznać warunki pracy.

I przez najbliższe kilka minut niski człowieczek z brodą tłumaczy mi wszystko, co chcę wiedzieć.

- A jeśli chodzi o wypłatę. No cóż, chciałbym panu zaproponować odpowiednio wysoką kwotę, ale po prostu nie mam na tyle funduszy - jakby się tego wstydził.

- Przepraszam, ale ja nie oczekuję tu wypłat na miarę sportowych umów. Jestem także człowiekiem, proszę o tym nie zapominać. Średnia krajowa powinna mi wystarczyć - uśmiecham się.

- Oj nie nie, nie ma mowy!

- Owszem. Proszę o taką umowę, jaką dostałby zwykły pracownik.

- Ale..

- Nie ma żadnego ale. Gdzie mam podpisać?

W taki sposób znajduję stałą pracę za dwa tysiące miesięcznie, nadal robiąc to co kocham.

Następnego dnia zjawiam się o umówionej godzinie w dresie na sali. Ostatnie instrukcje od szefa i mogę działać. Powoli zaczynają mnie otaczać dzieciaki w różnym wieku - od sześciu do ośmiu lat. Każde z nich podchodzi, wita się, jest bardzo zaciekawione. Nie miałem pojęcia, że mogą być aż tak pocieszne. Kiedy nadchodzi moment rozpoczęcia zajęć opowiadam o tym jak to będzie wyglądać, odpowiadam na pytania rodziców, ale i szkrabów. Po piętnastu minutach wszyscy przebrani w dresy gotowi są na praktyczne ćwiczenia. Zaczynam rozgrzewkę, aż słyszę trzask drzwi.

- Przepraszam za spóźnienie, Szymek zmieniaj szybko buty.

- Nie szkodzi, zapraszamy - uśmiecham się, choć nie widzę twarzy nowej istoty.

- Wie pan, takie korki, a coś siostrzeniec nie bardzo chciał współpracować - słyszę cichy śmiech.

Kobieta podnosi głowę, a mnie paraliżuje.

- Blanka.. Znowu ty? - łzy stają mi w oczach.

- Szymon, dołącz do grupy, ciocia przyjdzie za pół godziny - z prędkością światła całuje go w czoło i opuszcza salę, a mnie zostawia po raz kolejny w stanie zawieszenia.

Postanawiam sobie, że po zajęciach nie odpuszczę jej rozmowy. Nie w momencie, w którym po raz kolejny ją spotykam.

Czterdzieści pięć minut mija bardzo szybko. Żegnam się z nimi i próbuję zapamiętać choć część imion. Jedno z pewnością - Szymon. To on może być moim wybawieniem.

Nie mylę się - w drzwiach staje znów Blanka i czeka na siostrzeńca.

- Musimy porozmawiać - podchodzę do niej.

- Nie mamy o czym. Szymuś, no już, zmieniaj te dresy - pogania chłopca.

- Mamy. Bardzo dużo.

- Odpieprz się.

- Blanka, ja Cię kocham, rozumiesz? Musimy sobie kilka rzeczy wyjaśnić. Choć nie mielibyśmy już być razem. Ja nie umiem trwać w takim zawieszeniu, nie potrafię tak dalej żyć! - kładę jej rękę na ramieniu i próbuję wyczytać coś z jej oczu.

- Teraz o tym myślisz? Teraz? Szkoda, że nie wtedy kiedy pukałeś Anastazję po wypadku, kiedy wypisywałeś te wszystkie bzdury, kiedy się wyprowadziłeś, olałeś mnie i moje życie. Ty już dla mnie nie istniejesz. Po prostu, rozumiesz kurwa, nie istniejesz - cedzi przez zęby.

- Co? O czym ty w ogóle mówisz? - nie umiem stać spokojnie.

- Nie udawaj niewiniątka. Wynoś się z mojego życia raz na zawsze. Koniec. Spierdalaj.

Biorąc Szymka za rękę wybiegła z budynku.

No i o co tu chodzi?!